Pierwsze czytanie poselskiego projektu ustawy o zmianie ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych (druk nr 599).
Szanowny Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Jednym z większych problemów polskiej gospodarki jest bardzo niski poziom inwestycji, w szczególności poziom inwestycji prywatnych. Wynika to z wielu rzeczy, m.in. z bardzo skomplikowanego, często zmieniającego się systemu podatkowego, z niestabilności prawnej, z beznadziejnie działających sądów oraz powszechnego poczucia, że państwo polskie jest wrogie wobec inwestorów.
Polacy mają też bardzo mało oszczędności. Nie widzą sensu w oszczędzaniu ani w inwestowaniu pieniędzy. Zaledwie 3,6% naszych oszczędności jest lokowanych na giełdzie, a 4,4% w funduszach inwestycyjnych. Połowa oszczędności jest przez Polaków trzymana w gotówce oraz w depozytach bankowych. A jak już komuś uda się oszczędzić większą kwotę, to na ogół inwestuje ją w kolejne mieszkanie na wynajem.
Nasza giełda od lat stoi w miejscu. Nie jest w stanie przyciągać inwestorów - ani dużych, zagranicznych, ani polskich inwestorów prywatnych. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest oczywiście podatek Belki. Został on wprowadzony jako tymczasowy w 2002 r., miał doraźnie łatać dziurę budżetową. Ale jak to w Polsce zwykle bywa, prowizorka jest najtrwalsza, a kolejne rządy musiały na trytytki łatać budżet i z tego powodu dalej męczymy się z podatkiem Belki. Podatek Belki ma nie tylko tę wadę, że zniechęca do inwestowania, ale także bardzo często jest to podatek od straty. Jeżeli ktoś zarobi 10 tys. na funduszach inwestycyjnych i straci w tym samym roku 15 tys. na akcjach, to stracił 5 tys. zł, ale musi zapłacić podatek od 10 tys. zł dochodu, których nigdy nie miał.
Idźmy dalej: jeżeli ktoś wpłacił pieniądze na lokatę i dostanie, dajmy na to, 10% odsetek przy inflacji rzędu 15%, to realnie poniesienie stratę i od tej straty i tak ma zapłacić podatek Belki, pomimo że efektywnie nic nie zarobił. Wadą podatku Belki też jest to, że jest to podatek, który przede wszystkim płaci klasa średnia, wbrew temu, co wydaje się Lewicy, najbogatsi nie płacą podatku Belki, bo nie muszą. Istnieje mnóstwo rozwiązań zarówno krajowych, jak i zagranicznych, żeby podatku Belki nie płacić. Można założyć fundację rodzinną w Polsce albo za granicą, fundusz inwestycyjny zamknięty, można zmienić rezydencję podatkową. Jest mnóstwo sposobów, jak nie zapłacić podatku Belki, jeżeli ma się naprawdę dużo pieniędzy. Niestety te rozwiązania są niedostępne dla zwyczajnych oszczędzających, zwyczajnej klasy średniej.
W poprzedniej kampanii wyborczej Donald Tusk obiecywał kwotę wolną od podatku Belki rzędu 100 tys. zł. Po wyborach minister Andrzej Domański sprecyzował, że nie chodziło o 100 tys. zł, tylko 100 tys. zł razy stopa depozytowa 5%, razy jakiś jeszcze współczynnik, tak że efektywnie to miało być 3 tys. zł albo 4 tys. zł, dzięki czemu taki inwestor rocznie zaoszczędziłby kilkaset złotych. A po wszystkim nawet z tej drobnej propozycji rząd się wycofał. Jest to ciężkie do uwierzenia, aż ciężko mi to przechodzi przez gardło, ale Donald Tusk po raz kolejny oszukał ludzi, nie dotrzymał obietnicy.
Dlatego bardzo dobrze, że ciężar poprawiania podatku Belki wzięła na siebie opozycja. Konfederacja już jakiś czas temu złożyła projekt kwoty wolnej od podatku w wysokości 100 tys. zł, jeżeli chodzi o podatek Belki. Mam nadzieję, że on niedługo będzie procedowany. A dzisiaj debatujemy nad znacznie mniej daleko idącym projektem posłów opozycji, który jednak również jest warty poparcia. Ma on trzy bardzo ważne zapisy. Pierwszy to możliwość odliczenia połowy straty z akcji od dochodu z dywidendy. W tym momencie, jeżeli ktoś straci na akcjach, a zyska dywidendę, może znowu mieć stratę, a i tak zapłaci podatek dochodowy. Dzięki przejściu tego przepisu nie będzie musiał płacić w tym przypadku podatku od straty. Drugie rozwiązanie to jest loss carry back. W tym momencie, jeżeli ktoś najpierw straci, a potem zyska, to tę stratę może odliczyć od dochodu. A jeżeli nastąpi to w odwrotnej kolejności, najpierw uzyska dochód, a potem straci, to już nie. Nie ma żadnego uzasadnienia, żeby tak absurdalny system dalej trwał. Kolejna rzecz - możliwość uwzględnienia inflacji w kosztach uzyskania przychodu. Jeżeli ktoś w 2015 r. zainwestował 100 tys. zł w akcje, które teraz sprzedał za 150 tys. zł, to realnie wyszedł na zero, natomiast nominalnie zarobił 50 tys. zł, od których musi zapłacić podatek. Kompletnie bez sensu. Tę regulację należy rozszerzyć również na inne podatki, na podatek od sprzedaży nieruchomości albo sprzedaż środków trwałych w działalności gospodarczej, ponieważ przy obecnej polityce fiskalnej rządu, rekordowym deficycie, długu, rekordowych potrzebach pożyczkowych niestety trzeba się pogodzić z tym, że podwyższona inflacja jeszcze jakiś czas będzie trwała.
Podatek Belki należy znieść, nie ma go w Belgii, nie ma go w Szwajcarii, ale dopóki nie będzie do tego większości, należy popierać wszelkie próby ograniczenia tego podatku. Szkoda tylko, że ten projekt został wniesiony teraz, a nie w poprzedniej kadencji, kiedy podpisani pod nim posłowie PiS-u mieliby bezpieczną większość, żeby ten projekt przeforsować.
Mam jednak nadzieję, że większość w obecnym parlamencie również poprze tę ustawę, ponieważ prawie wszystkie komitety wyborcze poza socjalistyczną, pazerną na czyjeś pieniądze Lewicą, której politycy głównie inwestują w korzystnie opodatkowane mieszkania na wynajem... Wszystkie pozostałe komitety w tej kampanii mówiły o obniżaniu, upraszczaniu albo likwidacji podatku Belki, stąd powinny ten projekt poprzeć. Bardzo dziękuję. (Oklaski)