Oświadczenia.
Pani Marszałkini! Wysoka Izbo! Powiedz mu, żeby zapytał swoją żonę, co to znaczy ˝mieć jaja˝. Ona wie! - napisał prezydent Duda na platformie X, a po chwili ten wpis usunął. Znamy też inne jego wypowiedzi, w których chwali się, że trzeba być twardym, albo: nie strasz, nie strasz, bo się...
W świetle tego rodzi się pytanie, co to dla prezydenta znaczy ˝mieć jaja˝. Żony prezydenta o to nie można zapytać, bo i tak nie odpowie. W języku polskim uznaje się to za komplement oznaczający, że ktoś ma odwagę, mocno reaguje, niczego się nie boi. Bez wątpienia wyrażenie to ma zabarwienie seksistowskie, bo w domyśle jest, że jak się nie ma jaj, to jest się gorszym.
Czy Duda uważa, że miał jaja, gdy wielokrotnie łamał konstytucję? A może wtedy, gdy po 5 latach jej łamania ponownie na nią tutaj przysięgał? Albo gdy przyczyniał się do niszczenia praworządności, czego skutki widzimy każdego dnia, próbując to teraz odkręcać? A jak podpisywał przez 8 lat prawie wszystko, co mu niepozorny poseł podsuwał, włącznie z lex Tusk, to też miał jaja? Czy czuł się twardy, gdy przez miesiąc nie pogratulował Bidenowi wyboru na prezydenta USA? To były jaja czy kompletny brak rozumu? Czy miał jaja, gdy nie potrafił zgodnie z prawem ułaskawić swoich kumpli, przez co mamy teraz taki bałagan, albo gdy tych przestępców ukrywał w pałacu? Czy czuł się silny, gdy ignorował protestujące przez kilka miesięcy kobiety na mrozie albo gdy o osobach LGBT mówił, że to nie ludzie? A jak kobiety przez jego nieludzkie prawo umierały na porodówkach, a on pakował wtedy narty, żeby pośmigać sobie na stokach, to miał jaja? A teraz, gdy próbuje się uporządkować prawny chaos, to grozi palcem i krzyczy o terrorze praworządności. Takie jaja. Nawet jego promotor (Dzwonek) się go wstydzi i twierdzi, że swoją prezydenturę rozłożył na łopatki. Szkoda tylko, że zaległ akurat w przejściu do wolnej i lepszej Polski. Dziękuję bardzo. (Oklaski)