Informacja Ministra Obrony Narodowej na temat raportu opublikowanego przez Zespół ds. oceny funkcjonowania ˝Podkomisji Smoleńskiej˝, w szczególności na temat wykazanych w nim nieprawidłowości w funkcjonowaniu Podkomisji oraz informacja Ministra Sprawiedliwości Prokuratora Generalnego na temat postępów w prowadzonych przez prokuraturę śledztwach dotyczących katastrofy smoleńskiej.
Szanowna Pani Marszałek! Panowie Ministrowie! Wysoka Izbo! Katastrofa lotnicza według jednych czy zamach, jak chcą inni. Tak czy owak data 10 kwietnia 2010 r. przejdzie do historii jako największa klęska państwa polskiego zwanego III Rzeczpospolitą. Straciliśmy prezydenta, prezydenta RP na uchodźstwie, wielu przedstawicieli duchowieństwa, generalicji, ministrów, parlamentarzystów - osoby niezwykle zasłużone w walce o niepodległą Polskę.
Po nieprawdopodobnym szoku, jaki stał się udziałem naszego tak doświadczonego narodu, doznałem osobiście kolejnego szoku. Tym razem kulturowego, a wręcz cywilizacyjnego. Oto medialne tuzy, niektórzy celebryci, liderzy opinii, tzw. kabareciarze, rozpoczęli istny danse macabre, polegający na odczłowieczeniu ofiar i ośmieszeniu tej potwornej tragedii. Mieliśmy np. -państwo wybaczą - kaczkę po smoleńsku, zimnego lecha na Wawelu i ogólny Stuhrowy ˝tu polew˝.
Szczytem barbarzyństwa okazał się sierpień 2010 r., gdy antypolska i antykatolicka dzicz pod przywództwem niejakiego Dominika Tarasa, wychwalanego przez ówczesne lewicowe media, dokonała na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie ohydnej profanacji najświętszego symbolu, jakim był, jest i zawsze będzie samym rdzeniem naszej tożsamości, czyli krzyża. Ówczesne władze, w znacznej mierze pokrywające się z obecnymi, sprawiały wrażenie, że sprzyjają raczej barbarzyństwu niźli obronie tradycyjnego prawa i obyczaju.
Zdaliśmy sobie wówczas sprawę, że prawdziwa Polska na dobrą sprawę zjednoczona kulturowo już nie będzie. Ukrystalizowały się bowiem i okopały po dwóch stronach domniemanej barykady dwa plemiona, z których jedno uchwyciło się kurczowo kultu ofiar i potwierdzenia tezy o zamachu, a drugie zadowoliło się szybko, bo ciała ofiar nawet jeszcze nie ostygły, postawioną tezą o błędzie pilota i rzetelnym podejściu strony rosyjskiej do prowadzonego przez nią śledztwa.
Opcja świadomego sprawstwa, a nie przypadku jako przyczyna katastrofy, była o tyle prawdopodobna, że niemal z dnia na dzień zaczęły się pojawiać przesłanki o mataczeniu w śledztwie, chęci ukrycia dowodów czy po prostu zwykłych kłamstwach z przekopaniem terenu katastrofy na metr w głąb ze szczególną starannością, jak zapewniała nas ówczesna pani minister zdrowia, a wkrótce później pani premier Ewa, nomen omen, Kopacz. Oddanie śledztwa Rosjanom, brak zabezpieczenia terenu, a to przecież elementarz wszystkich śledztw podobnego typu, czułe przywitanie, pamiętne żółwiki premiera Tuska z Władimirem Putinem, bezczeszczenie ofiar, zwłaszcza ciała świętej pamięci Anny Walentynowicz, medialne ośmieszanie dążeń do odkrycia prawdy w zasadzie już po kilku tygodniach od katastrofy i rzecz jasna zniszczenie bądź zablokowanie dostępu do najważniejszych dowodów, tj. wraku i ludzkich zwłok skutecznie zablokowały możliwość stwierdzenia, jaka w istocie była przyczyna omawianej tragedii. Dodajmy jeszcze późniejsze tajemnicze zgony kilkunastu wybitnych ekspertów lotniczych, w tym rybniczanina, św. pamięci Eugeniusza Wróbla.
Co ciekawe, w czasach, kiedy satelity śledzą praktycznie każdy nasz ruch i są w stanie dostrzec tak wiele szczegółów naszego dobytku czy też wyposażenia, tym razem dziwnym zbiegiem okoliczności zgodnie zamilkły i oślepły. A podkreślić trzeba, że na terenie nieprzyjaznego w stosunku do Paktu Północnoatlantyckiego państwa roztrzaskał się samolot wojskowy ważnego kraju należącego do NATO z kilku kluczowymi politykami i generałami na pokładzie. Jak to jest możliwe, że na zdrowy rozum poddawany szczególnemu monitoringowi zapis z lotu Tupolewa 154 nie istnieje lub też nie został nam przedstawiony, ergo - jak to jest możliwe, że nasi najwięksi w teorii sojusznicy nie pomogli nam w śledztwie i wyjaśnieniu przyczyn katastrofy? Na 100% dowództwo NATO dysponuje zapisem z obserwacji realnego lotu z 10 kwietnia 2010 r. Dlaczego polskie władze nie domagają się tych materiałów? Dlaczego nasi teoretyczni sojusznicy udają, że nie ma tematu? Gdzie były i są, czy istniały i istnieją polskie służby wywiadowcze, których psim obowiązkiem było zapewnienie bezpieczeństwa pasażerów tupolewa? Na te pytania nie znajdziemy odpowiedzi w opracowanym przez MON raporcie, a wyprodukowano na jego potrzebę niemal 800 stron. Co w nim znajdziemy? W największym skrócie: pałkę na politycznych przeciwników, wyliczenie kosztów, które ponieśli polscy podatnicy, i konstatacje, że komisja nie doszła do prawidłowych wniosków. Dlaczego polskojęzyczne władze przyglądają się ewentualnemu marnotrawieniu pieniędzy podatników jedynie w sytuacji, gdy możliwe będzie wykorzystanie politycznej, tradycyjnej wojenki przewidzianej na wewnętrzny rynek polityczny?
Konkluzja: wydaje się, że obydwa zwaśnione plemiona dążyły do błędnie określonych celów. Celem bowiem powinno stać się dojście do obiektywnej prawdy, a ona istnieje. To nie jest tak, że każda z podzielonych stron konfliktu posiada swoją prawdę. Prawda nie leży po którejś ze stron, ona nie leży nawet pośrodku. Ona jest tam, gdzie jest. Trzeba chcieć ją odkryć, choćby była bolesna i niechciana, bo tylko prawda nas wyzwoli, tylko ona w końcu pozwoli na zakończenie absurdalnego i ze wszech miar szkodliwego konfliktu, który niszczy nasz kraj niczym nowotwór.
Jeszcze nic straconego. Potrzebujemy dobrej woli i porozumienia ponad podziałami. Wyciągnijmy do siebie rękę. Proponuję uczcić pamięć tych, którzy zginęli.
Wieczny odpoczynek racz im dać, Panie, a światłość wiekuista niechaj im świeci. Niech odpoczywają w pokoju wiecznym. Amen. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen. (Oklaski)