Pierwsze czytanie rządowego projektu ustawy o zmianie niektórych ustaw związanych z udzielaniem pomocy de minimis (druk nr 600).
Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Ustawa, nad którą dziś debatujemy, to doskonały, choć zatrważający symptom tego, o czym warto przypomnieć i czemu należy z całą mocą przeciwdziałać.
Europa wolnych ojczyzn, wspólnota suwerennych narodów, wolny handel i swobodne podróżowanie po Europie - tym miała być Unia Europejska, do której Polacy chcieli wejść. To obiecywali wszyscy, którzy do wejścia do Unii Europejskiej zachęcali: polskie elity polityczne i, jak się okazało, ich faktyczni mocodawcy, czyli unijni funkcjonariusze polityczni. Tymczasem okazuje się, że to była przynęta. To był cukierek, który obcy pan daje małemu dziecku na placu zabaw. I na nic zdały się nasze ostrzeżenia. To była skuteczna przynęta, po której połknięciu pojawił się haczyk. Nie ma wspólnoty suwerennych narodów, jest brukselski dyktat dominujących, zabetonowanych w strukturach władzy Unii Europejskiej sił. Sił, które raczej posługują się językiem niemieckim niż polskim. Ta dyktatorska władza brukselskich urzędników opanowuje kolejne połacie decyzyjności polskich władz i codzienności samych Polaków. Polsce odbiera się resztki suwerenności, a Polakom - resztki wolności osobistej.
Kolejne zmiany traktatowe dały Unii Europejskiej szerokie kompetencje w tym zakresie, ale Brukseli to nie wystarcza. Wyprzedzając już planowane kolejne zmiany w traktatach, które mają np. pozbawić Polskę prawa veta w tych dziedzinach, w których te formalnie udało się jeszcze zachować, Unia Europejska narzuca nam choćby to, czym mamy ogrzewać własne domy, czym mamy poruszać się po własnym kraju oraz kiedy i w jakim stopniu mamy zainwestować swoje ciężko wypracowane pieniądze w modernizację naszych domów i mieszkań. Brukselski urzędnik potrafi Polakowi narzucić swoją wolę nawet w tak banalnej, ale codziennej i osobistej sprawie, jak to, z jakiej rurki pije swój napój albo czy nakrętka ma być przytwierdzona do butelki z jego napojem. Taka totalniacka - totalniacka, bo wkraczająca zgodnie z definicją totalitaryzmu w osobiste sprawy obywateli - władza Unii Europejskiej to nie tylko okazja do narzucania nam swojej chorej ideologii lewactwa i klimatyzmu, ale doskonała okazja do realizacji interesów gospodarczych dominujących w Unii Europejskiej sił. Przypomnijmy, że lata temu Unia Europejska narzuciła Polsce limity produkcji cukru. W związku z limitami wiele polskich cukrowni bankrutowało. Wtedy przyszły niemieckie koncerny niczym dobry wujek z zagranicy z ofertą: my te cukrownie odkupimy, co prawda za bezcen, ale postawimy je na nogi, a wy dzięki temu nie stracicie miejsc pracy. Jak już ten akt łaskawości się dokonał, limity cukru zostały zniesione. Tak kolonizuje się gospodarczo Polskę.
I oto dziś mamy ustawę, która realizuje kolejny akt łaski naszch brukselskich panów. Ujawnia ona coś, o czym Polacy nawet nie wiedzieli, a w co wręcz trudno uwierzyć. Otóż za pozwoleniem Unii Europejskiej zwiększa się ilość pieniędzy w Polskim budżecie, w którym są wypracowane przez Polaków pieniądze, którą polska władza ma prawo wydawać na dotowanie polskich państwowych przedsiębiorstw bez pytania się o zgodę Unii Europejskiej. Słyszycie państwo, o co tu chodzi? Okazuje się, że obecność w Unii Europejskiej wyznacza nam niewielkie ramy, w jakich możemy sami zdecydować o tym, by przekazać pieniądze polskiej państwowej spółce, np. kopalni czy stoczni. To, na ile państwo w ogóle powinno to robić, to zupełnie inna dyskusja, ale ta dyskusja nie ma w Polsce właściwie sensu, bo o tym decyduje Unia, a nie Polska. Polska w Unii Europejskiej jest jak więzień, któremu naczelnik dzisiaj łaskawie daje 15 minut więcej na spacerniaku.
To obrzydliwe, co zrobiliście z Polską, to obrzydliwe, co zrobiliście z naszą suwerennością. I to jest znów oczywiście narzędzie załatwiania gospodarczych interesów państw rządzących Unią kosztem niszczenia polskiej gospodarki, bo np. Niemcy dotowały swoje stocznie, kiedy polskie stocznie upadały, a Unia nie pozwalała ich dotować.
Z Unii Europejskiej i strefy Schengen, do których chcieli wejść Polacy, niewiele już zostało. Wolnego handlu nie ma, strefa Schengen przestaje w praktyce istnieć, bo Niemcy już od dłuższego czasu bardzo intensywnie kontrolują granicę polsko-niemiecką, żeby przypadkiem nie wrócił do nich z Polski podrzucony nam przez Niemca Murzyn. Idea wspólnoty gospodarczej i suwerennych ojczyzn już niemal na starcie roztrzaskała się o twarde, partykularne interesy unijnych decydentów i brukselską, totalniacką ideologię.
Ale to wszystko już powoli się kończy - już kończę, panie marszałku - Polacy już pozbyli się kompleksów (Dzwonek), nie są zapatrzeni w zachodnią Europę jak w bożka wyznaczającego, co jest właściwe, a co nie. Latają na wakacje po Europie i widzą, do czego doprowadziła unijna polityka gospodarcza i przede wszystkim unijna polityka imigracyjna. Polacy chcą, by w Polsce nadal było na ulicach bezpiecznie i spokojnie. Polskie kobiety nie chcą bać się wychodzić wieczorem z domu, jak to jest w wysoko rozwiniętych...
(Poseł Rafał Kasprzyk: O czym ty mówisz, człowieku? Zupełnie nie na temat.)
...tolerancyjnych krajach zachodniej Europy. I tylko Konfederacja, niespętana układami z brukselskimi urzędnikami, niespętana ideologią postępu i poprawności politycznej...
(Poseł Krystyna Skowrońska: Jaki postęp?)
...jest w stanie ochronić Polskę przed błędami Zachodu, które wy chcecie powielać. Dziękuję bardzo.
(Poseł Krystyna Skowrońska: Przecież to idioctwo.)